Curry ze słodkimi ziemniakami i kalafiorem
Takie curry chodziło za mną dłuższy czas. Sama nie wiem czemu wcześniej nie zmobilizowałam się, do jego przygotowania. Obejrzałam niezliczoną ilość filmików na których przygotowywano to danie (bardziej chodziło o inspiracje smakowe niż o instruktaż) i nadal nie czułam do końca „bluesa”. Przede wszystkim jest szybkie do przygotowania, aromatyczne (świetnie sprawdzi się na zimowe obiady) i jest prawdziwą bombą, zarówno kaloryczną (to sprawka mleczka kokosowego) jak i witaminową. Uwielbiam takie eksperymenty kulinarne – dzisiaj przekonałam się, że jednak kminek nie jest taki zły i, że do curry wrzucić można prawie wszystko!
Do przygotowania 2-3 porcji curry potrzebujemy:
– 1 dużego batata (ok 600 g)
– 200 g kalafiora
– 2 duże marchewki
– 1 łyżeczkę oleju
– 1 filiżankę soczewicy
– 1 puszkę mleka kokosowego
– 4 małe pomidory
– sól, pieprz, curry, zmielone chilli, słodką paprykę, kminek
– garść natki pietruszki
– opcjonalnie: orzechy cashew do posypania wierzchu
Proces gotowania zaczynamy od przygotowania warzyw. Pozwólcie sobie na bycie leniwym i nie obierajcie słodkich ziemniaków i marchewek tylko porządnie je wyszorujcie. Ziemniaka pokrójcie w dość sporą kostkę (wcześniej na kilka mniejszych części, żeby w kostkę było łatwiej ciąć) a marchewkę w 1-2 centymetrowej grubości plastry. Całość podsmażcie na patelni z 1 łyżeczką oleju. Po chwili dodajcie pokrojone w grubą kostkę pomidory i całość gotujemy przez 10-15 minut. Dodajemy mleczko kokosowe i przyprawy. Gotujemy na wolnym ogniu aż ziemniaki będą miękkie (ok 20 minut).
W tym czasie gotujemy soczewicę (polecam Wam przed ugotowaniem na ok 10 minut namoczyć ją w wodzie) aż będzie miękka, co trwa ok 10 minut.
Do gotowego, gorącego curry dorzucamy soczewicę i całość podajemy. Wierzch posypujemy obficie posiekaną natką pietruszki i orzechami cashew.
Życzę Wam wszystkiego dobrego. Dajcie znać czy przepis się u Was sprawdza.
Wygląda wspaniale! Robię podobne i zawsze jestem zadowolona!
Wygląda bosko! Idealne dla mnie 🙂
Co jak co ale do kminku to my się nie przekonamy 🙂
Też tak kiedyś mówiłam :p Ale nic na siłę 😀